Klasyka francuska, nawet bardziej niż osławione makaroniki, którym de facto bliżej do Włoch. Ten, kto czytał ‚W poszukiwaniu utraconego czasu’ momentalnie je skojarzy ten cytat: „krótkie i pulchne ciasteczka zwane magdalenkami, które wyglądają jak odlane w prążkowanej skorupie muszli”. Nie są trudne do zrobienia, i największym problemem jest tu ich kształt bo po prostu trzeba mieć odpowiednią foremkę – klasyczną, metalową można kupić w polskich sklepach (np tutaj), zdarzają się też formy silikonowe.
Magdalenki
– 6 łyżek masła
– 1/2 szklanki plus 3 łyżki mąki
– 1/2 szklanki cukru
– 2 jajka (duże)
– 1 łyżeczka proszku do pieczenia
– 2 łyżeczki soku z cytryny
Masło rozpuść w małym rondelku i odstaw do wystygnięcia. Jajka ucierać przez chwilę, powoli dodawać cukier i utrzeć je na kogel-mogel. Do masy jajecznej powoli dodawaj schłodzone masło, nadal ubijając. Następnie dodaj przesianą mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia, krótko miksując – tylko do wymieszania składników. Miskę z tak przygotowaną masą przykryj i wstaw do lodówki na ok 3h.
Schłodzonym ciastem napełniaj foremki do 3/4 wysokości i w temp 200C piec 11-13 minut, aż aż zaczną rosnąć i będą lekko złote. Upieczone wyjąć z foremki i studzić na kratce.
Przepis (z moimi lekkimi modyfikacjami) pochodzi z książki „Francuzki nie tyją” M. Guiliano wyd. Albatros. Jeśli chcielibyście wygrać tę książkę, zaglądajcie na bloga!
uwielbiam magdalenki a o książce marzę 🙂 pozdrawiam!
Nigdy jeszcze nie jadłam magdalenek, a mam do nich słabość ze względu na nazwę 😉 Będzie pieczone!